REKLAMA WYBORCZA

Wiadomości

  • 12 października 2021
  • 17 października 2021
  • wyświetleń: 6750

[WYWIAD] Czechowicka fundacja ma już 5 lat. Rozmowa z prezeską

Fundacja "Mam kota na punkcie psa" obchodzi w tym roku swoje pięciolecie. Z tej okazji przeprowadziliśmy wywiad z czechowiczanką Anną Sztender, prezeską fundacji.

Anna Sztender
Anna Sztender · fot. materiały prywatne


Wacław Dudziak: Fundacja "Mam kota na punkcie psa" obchodzi w tym roku swoje pięciolecie. Jakimi słowami podsumowałaby pani ten okres?

Anna Sztender: 5 lat to ogromny zbiór różnorodnych doświadczeń, szczególnie gdy jest się pierwszą taką organizacją tzw. Pro zwierzęcą na danym terenie. Podsumowania są dobre, kiedy zamyka się pewien etap a my ciągle jesteśmy w ciągłym doświadczaniu, gdyż temat szeroko rozumianej ochrony zwierząt mimo 24 lat istnienia ustawy o ochronie zwierząt jest nadal nie dopracowany zarówno w przepisach jak i co gorsza mocno kuleje w naszej mentalności. Okrucieństwo mniejsze lub większe jak i jej część czyli bezdomność zwierząt rodzi się w domach. Trzeba tutaj zaznaczyć, iż właśnie porzucanie zwierząt jest traktowane w cytowanej ustawie jak znęcanie nad nimi i to ono jest największym problemem z którym mierzą się organizacje takie jak my oraz gminy. I choć z każdym rokiem jest lepiej, proces ten jest powolny, gdyż brakuje stosownych dobrych rozporządzeń oraz ścisłej współpracy między podmiotami rządowymi, samorządowymi jak i pozarządowymi.

W.D.: Co stanowiło wyzwanie na początku, które zdawałoby się było nie do przejścia, a teraz z perspektywy czasu wydaje się prozaiczne i nie aż tak trudne do pokonania?

A.S.: Kiedy myślałam nad nazwą fundacji nie chciałam smutnej nazwy, która być może i lepiej wpisywałaby się w polską rzeczywistość ale jednocześnie zgodnie z moim charakterem, to właśnie to stracie z biernością, apatią i beznadzieją w świecie niskiej ochrony zwierząt było i jest dla mnie, jako fundatorki i prezeski Fundacji największym wyzwaniem. Nigdy nie angażuje się tam, gdzie w mojej ocenie nie ma rozwiązań ale w przypadku tematu zwierząt są ogromne możliwości poprawy stanu rzeczy, co więcej, wyjścia poza schemat i tworzenie projektów z zakresu zooterpaii. Co do prostych spraw to zależy jakie kryterium się przyjmie. Najtrudniejsza jest jednak od zawsze ta sama: tworzenie całej infrastruktury organizującej i finansującej pomoc zwierzętom.

W.D.: Czy może pani powiedzieć o początku fundacji, dlaczego zdecydowała się pani ją założyć, czy ktoś panią zainspirował, zachęcił? Jak wyglądał początek działania? Z jakim nastawieniem się spotykaliście?

A.S.: Kiedy po długich namowach mojej córki zdecydowałam się pojechać w lutym 2014 roku do Schroniska "Reksio" celem przywiezienia tylko karmy i kocy dla psów, zobaczyłam na miejscu obraz nędzy i rozpaczy, a jednocześnie pole do ogromnych możliwości zmian na lepsze. Byłam przez rok bardzo zaangażowaną wolontariuszką w tymże Schronisku. Do samego jednak założenia Fundacji "zainspirowała" mnie pewna urzędnicza wypowiedź, która docelowa miała mnie zniechęcić do pomocy zwierząt ale finalnie mnie tylko zmotywowała. Początki jednak były trudne, gdyż oprócz paru szkoleń w zakresie prowadzenia NGO, nie miałam żadnego mentora więc wszystkiego uczyłam się na bieżąco, w działaniu. Nastawienie ludzie było różne, zależne od tego, kto miała jaką sprawę do nas ale ogólnie jeżeli chodzi o zwykłych mieszkańców przyjazne lub obojętne.

W.D.: Czy przez te 5 lat jej struktury się rozrosły, znaleźliście wolontariuszy, współpracowników?

A.S.: Nasza praca, czyli Zarządu jest wykonywana pro bono tak jak i oczywiście Wolontariuszy. Każdy z nas jednak nie tylko świadczy bezpłatną pracę, ale także inwestuje oprócz swojego wolnego czasu również prywatne środki lokomocji, udostępnia mieszkania czy pieniądze. Inaczej, przy tak niskim zaangażowaniu mieszkańców nie byłoby szans na ratowanie żadnego zwierzęcia. To jedna z tych smutnych konkluzji. Deklaratywna miłość do zwierząt u wielu osób kończy się bowiem w momencie, kiedy zaczyna się od nich czegoś oczekiwać. Ja stale powtarzam, iż nie ma takiego zwierzęcia, któremu nie da się nie pomóc. Brakuje jedynie ludzi, którzy oprócz górnolotnych słów dadzą również i swoje świadectwo. To wszystko!

W.D.: Jak układała się współpraca z Urzędem Miejskim w ciągu tych lat?

A.S.: Współpraca z Urzędem Miejskim, miała swoje różne etapy, ale myślę, iż obecnie idziemy w dobrym, wspólnym kierunku. Ostatnie spotkanie w dniu 6-10-2021 roku w Urzędzie Miasta, w temacie ochrony zwierząt , którego gospodarzem był Burmistrz Miasta oraz przedstawiciele Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej, Policji, Straży Miejskiej oraz pracowników Wydziału Ochrony Środowiska oraz naszej reprezentacji jest ogromnym sukcesem, jednak to czas zweryfikuje, czy skończy się na słomianym zapale, czy wszystkie tak naprawdę komplementarne wobec siebie obecne podmioty będą współdziałać dla dobra istot, które same obronić się nie mogą.

W.D.:W kwietniu informowaliście o znalezieniu odpowiedniego miejsca na azyl dla bezdomnych zwierząt, czy istnieje szansa, że powstanie on na kolejną rocznicę fundacji?

A.S.: Wszystko jest możliwe, szczególnie jak czechowiczanie wesprą tę idee. Jest doskonałe w mojej ocenie miejsce, jest budynek, który wymaga remontu, ale w swoje konstrukcji sprzyja powstaniu azylu. Czechowiczanie i tak muszą płacić za opiekę nad bezdomnymi zwierzętami, gdyż ta kwota jest wygospodarowana z budżetu tutejszej Gminy, a nie Skarbu Państwa. Zrobienie azylu może być miejscem nie tylko przyjaznym zwierzętami, ale także gospodarnym i właściwym narzędziem realizacji zadań własnych Gminy. Dopóki nie będę jednak znała szczegółów tego przedsięwzięcia nie chciałabym rozpisywać się szerzej w tym temacie.

W.D.: Na stronie ratujmyzwierzaki.pl możemy zapoznać się z 6 celami waszej misji, 5 z nich są jak najbardziej potrzebne, ale raczej niemożliwe do spełnienia, nawet w perspektywie długoletniej, a co dopiero w 5 lat. Szóstym punktem jest schronisko dla bezdomnych zwierząt. Czy fundacja ma jakiś kolejny długoterminowy cel, który jest możliwy do osiągnięcia w ciągu następnych 5 lat?

A.S.: Dlaczego niemożliwe? Nasze cele statutowe są jak każde inne, wymagają tylko poważnej i konsekwentnej realizacji. Nam udaje się je realizować, mimo, iż nie dostajemy żadnych zewnętrznych środków, a mamy jedynie chęć działania i trochę darowizn oraz kastracje z czipowaniem z środków gminnych. Z tego co obserwuje, w przeważającej ilości ludziach jest jakiś marazm, bierność, egoizm i hipokryzja w różnej konfiguracji. U innych, z natury wrażliwych i empatycznych brakuje wiary w siebie, w swoją moc sprawczą. Medialnie powielane informacje, iż jakoby istniał problem z dużą ilością bezdomnych zwierząt jest kłamstwem. Dla przykładu: obecnie mamy dużą populację kotów zgłaszanych z prośbą o pomoc. Schronisko "Reksio" jest przepełnione, a śmiertelność kotów jest tam wysoka. My prowadzimy małe Przytulisko dla kotów, jednak do pomocy w nim mamy zaledwie 2-3 osoby na 34 tysiące mieszkańców w Gminie. Wystarczyłoby 10 zaangażowanych na stale osób a jesteśmy w stanie rozwiązać temat bezdomności kotów, zmniejszyć do optymalnej ilości populację kotów wolno żyjących i rozwiązać nie tylko te sprawy. Problem tkwi tylko i wyłącznie w ludziach i w tym jakiej jakości tworzą rozwiązania. W Belgii dla przykładu obywatele stoją w kolejkach, aby móc zostać domem tymczasowym dla kociąt do osiągnięcia przez nie trzeciego miesiąca życia. U nas łącznie ze mną mamy 3-4 domów tzw. tymczasowych, gdzie przebywają koty zanim trafią do Przytuliska czy od razu do adopcji. Ja osobiście jestem potwierdzeniem tezy, którą stawiam. Pracuje zawodowo w finansach, pomagam w swoim prywatnym czasie i w ciągu 5 lat udało mi się przy udziale niewielkiej ale mocno zaangażowanej liczbie Wolontariuszy uratować już ponad 300 zwierząt. Gdyby choćby 1/100 ilości mieszkańców uratowała lub współratowała choć 1 zwierzę to... zabrakło by nam zwierząt do ratowania.

Chciałam podkreślić, iż powołanie Fundacji to nie tylko przejaw tego, iż czuję się wrażliwą na krzywdę zwierząt mieszkanką Czechowic-Dziedzic , ale przede wszystkim obywatelką demokratycznego kraju , który w swojej Konstytucji gwarantuje możliwość współtworzenia i współdecydowania obywatela o zjawiskach występujących w Polsce. Pewnie dla Czytającego to ostatnie zdanie może wydać się zaskakujące, ale ja bardzo często spotykam się z infantylizacją postrzegania osób zajmujących się ochroną zwierząt jako ludzi nadwrażliwych, jakiś pokręconych, czy wręcz oszołomów. A ja tak naprawdę tylko chcę żyć zgonie z moim sumieniem i wartościami etycznymi, gdyż wyznaję zasadę, iż sama muszę być zmianą, którą pragnę widzieć w świecie.

W.D.: Jak wygląda typowy dzień pracy w fundacji?

A.S.: Typowy dzień to codzienne dyżury w Przytulisku dla kotów, odbiór kilku telefonów czy wiadomości z prośbą o pomoc, zrobienie posta, zakupy karmy czy żwirku, sprawy administracyjne, księgowe ect. Mniej typowe to interwencje, pisanie pism urzędowych do UM, PIW czy Prokuratury. Cały prywatny czas kręci się wokół tematu zwierząt. I raz na jakiś czas, parę razy do roku zadzwoni ktoś z pytaniem, czy nie potrzebujemy pomocy. Ostatnio taki telefon dotyczył bardzo dużego wsparcia tj.: darowizny w postaci samochodu, które otrzymaliśmy od małżeństwa z Bielska-Białej.

W.D.: Czy macie zamiar w huczniejszy sposób uczcić 5 lat działalności?

A.S.: Zakładaliśmy obchodzić hucznie pierwszą pięciolatkę, ale wyszło jak zawsze - skromnie. Chciałam przy okazji podziękować Wszystkim osobom, Wolontariuszom oraz Darczyńcom za te 5 lat wspólnej podróży do świata lepszych rozwiązań na końcu której stoją szczęśliwi ludzie a u ich boków szczęśliwe zwierzęta.

wd / czecho.pl

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu czecho.pl zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.